Szczęśliwa, że doczłapałyśmy się do Asukadery. |
Asuka to miejscowość o bardzo długiej historii. Siedziba
pierwszych (takich naprawdę pierwszych-pierwszych) władców państwa, które później
stało się Japonią. Można uznać ją za stolicę, ale należy uważać, żeby nie
rąbnąć się tak jak ja na egzaminie z historii, bo pierwszą stałą stolicą była jednak
Nara (co niby wiedziałam, ale zawsze byłam przekombinowana). W każdym razie po
dziś dzień (choć oczywiście w znacznie zmienionej względem pierwowzoru formie)
stoi tam Asukadera, uważana za najstarszą świątynię buddyjską w Japonii. A w
niej nasz kolejny znajomy, Asuka Daibutsu. Dla tego kompletu postanowiłyśmy
wybrać się jednak na wieś.
A wieś to była konkretna. W Internetach czytam, że rozbudowa
współczesnej Asuki jest problematyczna w związku z faktem, że praktycznie cały
teren to jedno wielkie wykopalisko i pomnik historii, którego nie można
naruszać. Może dlatego miejscowość sprawiała wrażenie bardzo… Zastanej. Ot,
stacja kolejowa, jakieś centrum (McDonald’s był) i wokół pooola, łąąąąki,
góóóóóry, laaaaasy. I my w środku tego, w trzydziestopięciostopniowym upale
przemierzające teren w poszukiwaniu kolejno: świątyni Kashihara, grobowca Ishibutai
i właśnie owej Asukadery.
Jinja jak jinja. |
Kashihara Jinja była ciekawa o tyle, o ile poświęcona jest
pierwszemu, na wpół legendarnemu cesarzowi Japonii – Jimmu. Ponoć Jimmu kiedyś
z tego miejsca władał. Informacja równie pewna jak wszystkie dotyczące tego
władcy z VII wieku p.n.e. Sama świątynia została wzniesiona w… XIX wieku, czyli
dokładnie wtedy, kiedy Japonia rosła w siłę i próbowała w historii (nieraz
grubymi nićmi szytej) odnaleźć dowody na swoją wyjątkowość i prawo do panowania
nad innymi. Jimmu, jako domniemany potomek bogini Amaterasu (najwyższe bóstwo
shintōistycznego panteonu) nadawał się do tego chyba całkiem nieźle.
Grób z rozmachem. |
Potem nastąpił długi (dłuuuugi) marsz w kierunku grobowca
Ishibutai, czyli domniemanego miejsca pochówku Soga no Umako, głowy rodu –
niespodzianka – Soga. Ród Soga był jak Fujiwarowie, tyle że wcześniej (bardzo
wpływowy i bardzo umiejętnie wykorzystujący swoje wpływy do przejmowania
realnych rządów w państwie). Skończyło się to dla nich dość tragicznie w 645
roku, kiedy to ich zapędy zostały… ukrócone o głowę (dosłownie, poczytajcie o
Soga no Iruka). Umako tego – na szczęście dla siebie – nie doczekał, za to jego
grobowiec stoi po dziś dzień. Można wejść do środka, bo już nic tam nie ma. Ale
jest przyjemnie chłodno.
Fun fact: ma trochę nietypowe rysy jak na Buddę, co? |
Asukadera była wisienką na torcie, ostatnią stacją długiej,
pieszej pielgrzymki. Choć raczej niepozorna (ot, kilka budyneczków, nie mogłyśmy
jej początkowo wypatrzyć!) kryje w sobie tę piękną figurę Buddy. Najstarszą
figurę Buddy w Japonii, dodam. Choć to daibutsu,
ma „zaledwie” niecałe trzy metry, ale i tak robi wrażenie, kiedy się usiądzie przed nim
i posłucha – swoją drogą bardzo fajnego i wygłoszonego językiem zrozumiałym
nawet dla gaijinów, którym wiele brakuje do płynności w japońskim – mini wykładu
pracującego w świątyni mnicha. Z Asuki wyjechałam więc ze świadomością, że
czegoś się nauczyłam.
A więc dotarłyśmy do najstarszych z najstarszych miejsc.
Więc dobra, dosyć już tego zwiedzania, widziałyśmy dość, czas wracać do Polski…
… nie powiedziała ani razu żadna z nas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz