Podczas orientacji
pijemy wodę i usiłujemy robić notatki z systemu japońskiej pracy (w skrócie:
wiesz, czego chce klient, zanim on zdąży tego zachcieć), a tak na serio
umieramy na jet lag z przerwą w knajpie podającej okonomiyaki. Tam kelnerzy
klękają przed nami, przyjmując zamówienie, a potem wyczyniają cuda na
wmontowanych w stoły patelniach (coś jak koła, na których trzaskałam naleśniki
w Pankeju). Jest tak dobre, że nie mogę uwierzyć, że wpieprzam kalmara, choć
dzień wcześniej wszyscy pochłonęliśmy surowe jajo wymieszane z ryżem.
Po orientacji lecimy się ogarnąć, a potem kolacja z zaproszonym
na wykład dla nas SENSEIEM. Przy okazji - pierwsza rozdana wizytówka – dzięki Panu
O. mamy swoje własne, w kadrach potem Pan Ogarniający Życie
Stażystów (w skrócie POŻS, będę używała tego skrótu z dużą dozą okrucieństwa
wobec czytelników, dopóki nie wymyślę lepszego) śmieje się, że są wydrukowane
na lepszym papierze niż te jego. Za hajs Japonii baluj. Na kolacji zjawiają się
też wytęsknieni Senpaie, którzy byli mądrzy i dostali się na Monbusho, więc
wylecieli do Japo miesiąc wcześniej i teraz się uczą.
Po co kłódka przy rowerze? |
Choć wyżerka była spoko, najlepsze było późniejsze polonijno
– studenckie piwko w plenerze. Przy okazji, w Japonii można pic na ulicy. I
wszyscy żyją. W Polsce to by się skończyło rewolucją, a tymczasem nasze nawyki
nadal jeszcze trochę każą się kitrać, jak ktoś idzie. Z innych przydatnych
wiadomości – są też publiczne, bezpłatne toalety w których jest PAPIER i
wszystkie inne spasy, ale koszy na śmieci
nie ma prawie zupełnie. Osakańczycy dość często popylają na rowerach i
dość rzadko zapinają je na blokadę, parkując, choć parasole koniecznie zamykają
na kłódkę w specjalnych stojakach. Serio. Popularność roweru każe nam się
zastanowić nad możliwością wypożyczenia sobie takich już na miejscu pracy, choć
po przyjeździe do Hakone stwierdzamy z Darkiem i Anią jednogłośnie, że jeszcze
nas tak nie pogło, żeby po tych górach rowerem jeździć. I tak nie ma gdzie, do
Odawary za daleko, Pan O. zadbał, żeby jego stażystom nie odwaliło w wielkim
mieście. A hajs trzeba będzie wydać na komórkę, nasze umarły z chwilą wlotu do
Japonii.
Ale póki co wracamy do hotelu (cześć z nas na pięć minut
przed zamknięciem drzwi, co doprowadza drugą część do białej gorączki ze
strachu, że coś ich zeżarło na mieście) i idziemy spać. Jutro rano rozjeżdżamy
się shinkansenami w dwie strony Japonii.
Dobre z tymi zamknięciami na parasolki. Tak sobie pomyślałam, że gdybym miała ze sobą kluczyk do kłótki na parasol, może nie zapominałabym tak często go zabierać. A może w ogóle bym pierdoliła.
OdpowiedzUsuńLol. Pięć minut przed zamknięciem, bo komórka Mady umarła śmiercią tragiczną. ZAGINĘŁA. :D
OdpowiedzUsuń