Na dobry początek my i dwa oblicza wieży z Shimonoseki |
Jestem
na bieżąco! Nie sądziłam, że kiedyś jeszcze tu to napiszę, ale udało się! W
miarę. Żeby więc nie stracić tej przewagi przechodzę szybko do rzeczy, a jest o
czym pisać, ponieważ w sierpniu praktycznie każdego dnia byłam w innym mieście,
i to licząc od dalekiego południa (Kagoshima) aż po daleką północ (Aomori). W
skrócie: dojechałam wszędzie, gdzie można dostać się koleją, a konkretnie
liniami JR. Oczywiście dzięki Seishun 18 Kippu, którego działanie objaśniałam
już TUTAJ. Napięty grafik i środki lokomocji nie pozwalały na przedłużanie
pobytów gdziekolwiek, dlatego wraz z moją współtowarzyszką opracowałyśmy metodę
zwiedzania „między przyjazdem o 19:00 a wyjazdem o 10:00 następnego dnia”,
która – o dziwo – w większości przypadków okazała się idealnym sposobem na
zobaczenie najważniejszych atrakcji. Oczywiście, poza trybem ekspresowym
miałyśmy też chwile postoju, ale o tym po kolei.
PUFF! |
Jasne
jest, że nie dam rady opisać wszystkiego na raz , poza tym nie miałoby to
sensu. Zamiast tego postaram się w ciągu kilku najbliższych dni wstawić kolejno
serię wpisów, które zawrą wszystko (wszystko = wyprawa na Kyūshū + wyprawa na Tōhoku)
. Plus sporo zdjęć. To dla mnie niezłe wyzwanie, dlatego trzymajcie kciuki.
Most na górze i granica między prefekturami w tunelu na dole |
Pierwszego
dnia wyprawy na Kyūshū udało nam się dojechać… Z Osaki do Shimonoseki, czyli na
sam koniuszek Honshū. Dalej jest tylko wąska cieśnina i zaczyna się kolejna
wyspa (dwie strony połączone spektakularnym mostem i podziemnym tunelem, o
którym ponoć mówił w swoim filmiku Gonciarz, ale nie wiem, bo go – szczerze mówiąc
– nie oglądam, ale jeżeli Wy to robicie to wiecie, o co chodzi). Poza tym
Shimonoseki słynie także z potraw z trujących ryb fugu (chociaż na mieście
wszędzie używali też nazwy fuku bez
udźwięcznienia i nie wiem do końca, o co chodzi), ale są bardzo drogie i zawsze
trochę strach, poprzestałyśmy więc na pamiątkowym zdjęciu z jedynym – jak zapewniał
napis – pomnikiem ryby fugu na świecie. No i z bitwy w zatoce Dannoura, podczas której klan Genji ostatecznie rozwalił klan Heike i przejął władzę nad XII - wieczną Japonią. Ciekawosteczka: ponoć dusze pokonanych Heike zamieniły się w kraby i stąd wzięły się tak zwane heikegani, mające pancerze podobne do ludzkiej twarzy... Creepy (miejcie to na uwadze, klikając link). No cóż, lekcja historii i mitologii odrobiona.
Przykładowy stragan i moje śniadanie u Tiffany'ego |
Zaliczyłyśmy też wieżę widokową, z której
ładnie było widać miasto nocą, oraz śniadanie na targu rybnym, na którym można
kupować świeże nigiri na sztuki za
grosze, więc objadłam się ryby od rana.
No i
nocleg w kawiarence internetowej. To właściwie było planowane, celowo nie
rezerwowałyśmy hotelu w tym mieście, żeby zobaczyć, jak to jest zatrzymać się w
takim miejscu (ludzie to robią! Nie byłyśmy jedyne!). Cenowo wychodzi tyle, co
dość tani nocleg (około dwa tysiące jenów), do dyspozycji ma się swój boks
(można wybrać taki z matą, wtedy lepiej się śpi :D), komputer, darmowy drink
bar i czasem lody. I całe regały mang i innych czasopism, oczywiście. Plus prysznic – czasem w cenie, czasem za niewielką dopłatą.
To dość ekstremalny sposób na spędzenie nocy (nadal jednak mniej niż karaoke),
dlatego polecam go głównie, jeśli kiedyś znajdziecie się w Japonii w środku
nocy bez dachu nad głową. Pamiętajcie ;)
Boks widziany z góry (są otwarte) |
Tono, trochę nie trafiliśmy i...ten... |
Po
Shimonoseki udałyśmy się w stronę Beppu, po drodze wpadając do Nakatsu (pod
Umedą w Osace też jest Nakatsu i w Hana
Kimi też był Nakatsu, ale to trzy różne sprawy), żeby zobaczyć tamtejszy
zamek. Yay, zamek. Był taki jak inne ^^ Może oprócz tego, że trochę wystaje
poza swoją podstawę i sprawia przez to dość niebezpieczne wrażenie. Pragnę
wierzyć, że taka konstrukcja miała jakiś cel. Z Nakatsu pochodził też Fukuzawa
Yukichi, pan z banknotu manowego, ale rzadko się z nim widuję, więc była to dla
mnie pomniejsza atrakcja.
Po
tym krótkim przystanku dotarłyśmy do Beppu, które jest… Cudowne. To nieduża
miejscowość znana przede wszystkim ze swoich gorących źródeł i – co wiąże się z
poprzednim – łaźni. Hakone też znane jest ze źródeł, więc trochę na starych śmieciach,
ale jednak intensywniej. Przede wszystkim intensywniej śmierdziało siarką.
Intensywniejsze były też kłęby pary, buchające z kratek kanalizacyjnych i
komina co drugiego domu, ponieważ w mniej więcej co drugim właśnie mieściło się
małe sentō, czyli publiczna łaźnia. W większości klientami są zapewne
okoliczni mieszkańcy, bo wyglądało to bardzo… Domowo. My zdecydowałyśmy się na
kąpiel w większym przybytku. I tak trzeba było wyjść na zewnątrz, bo nasz pokój…
Nie miał wanny ani prysznica (o czym wiedziałyśmy wcześniej, nikt nas nie
oszukał; poza tym był to najbardziej przestronny pokój ze wszystkich w historii
naszych podróży, miałyśmy nawet aneks kuchenny i pralkę). Umowa jest taka, że
idziesz się kapać na zewnątrz, czyli trochę jak kiedyś w całej Japonii (po coś
te wszystkie sentō powstały). Co
prawda w dzien na Kyūshū temperatura osiągała 36-37 stopni (o odczuwalnej nie
wspomnę) i gałki oczne zaczynały parować, ale już kąpiel wieczorem była
szalenie przyjemna. Jak całe to miasto!
Wszystkie piekła na raz. |
Trzeci
dzień zaczęłyśmy od zwiedzania tamtejszych „piekieł” (jigoku), czyli skupiska gorących źródeł o różnych właściwościach. W
jednym był gejzer, tuż obok mieściło się „krwawe piekło” z czerwoniutką wodą, później
były jeszcze piekiełka błotne, lazurowe i takie, w których idealnie ponoć lęgną
się krokodyle (na dowód chyba hodują tam całkiem sporo tych gadów). Na
wszystkie te atrakcje można kupić zbiorową wejściówkę za 2 tysiące jenów, co
opłaca się dużo bardziej, niż płacenie osobno za wstęp do każdego. W niektórych
były też tak zwane ashiyu, czyli małe źródełka, w których wędrowcy zanurzają tylko
stopy. Jak więc widzicie, Beppu to czysty relaks ;)
…
Który przydał nam się przed dalszą częścią podróży, o czym opowiem… 次回!
Dzisiaj właśnie mieliśmy spotkanie informacyjne przed wyjazdem i mówili nam o tym Seishun 18 Kippu. :D Brzmi świetnie. Swoją drogą, chyba zrobię sobie w Japonii przewodnik z Twojego bloga. Dobrze wiedzieć, gdzie, jak i po co pojechać. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Nie wierzę, komuś się na coś przydam <3 To świetnie, w takim razie piszę dalej ;)
UsuńPewnie, pisz, czytam wszystkie Twoje posty, choć komentuję tylko od czasu do czasu. ;)
Usuń