Oblężona Yasaka |
W
dzisiejszym wpisie będzie trochę śmiesznie, bo mam dla Was trochę historii,
(za) dużo zdjęć (i tak okrawałam), filmiki i moje komentarze (sory!). A to wszystko
przez dwa (z trzech) najważniejszych japońskich świąt: Gion Matsuri (祇園祭) i Tenjin Matsuri (天神祭).
Obydwa odbywają się w lipcu w Kansai, pierwszy w pobliskim Kioto, drugi w mojej
Osace. Zestawienie ich pokazuje też – moim zdaniem – różnice między tymi dwoma
miastami, ale o tym będzie później.
Dla
ciekawych: trzecie święto to Kanda Matsuri (神田祭) i
odbywa się w Tokio w maju.
Zacznijmy
od Gionu. Samą nazwę pewnie kojarzycie, to ten Gion od gejsz. Oprócz knajp stoi
tam jednak jeszcze Yasaka Jinja, świątynia „odpowiedzialna” za Gion Matsuri.
Zaczęło się jakoś w IX w. od kilku plag, które nawiedziły ówczesną stolicę
(teraz streszczam wykłady historyczne z tego semestru, więc uważajcie).
Japończycy byli już wtedy przyzwyczajeni do różnego rodzaju kataklizmów, ale
pomyśleli sobie, że coś, kurczę, dużo tego. Chyba duchy przodków się na nas
wkurzyły. Trzeba się z nimi ustawić. I tak powstało Gion Matsuri, które – jak wynika
z powyższego – ma zapewnić ludziom przychylność bóstw i duchów oraz generalną
pomyślność. W tym celu praktycznie przez cały lipiec coś się w Kioto dzieje,
ale główne atrakcje można zobaczyć między 16. (kiedy to cała ulica przy Gionie
zostaje zamknięta dla ruchu samochodowego, więc piesi mogą na luzie zadeptać
się na śmierć w olbrzymim tłumie) a 17. (kiedy to ma miejsce główna parada yamaboko, takich śmiesznych wysokich wozów,
na których siedzą ludzie).
Shishi kłapie paszczą, wspominałam o nim TU |
Postanowiłyśmy
zaliczyć obie te atrakcje, co równało się z nocką w okolicach Gionu, żeby
oszczędzić sobie późnonocnych i wczesnorannych dojazdów w tę i z powrotem.
Padło na całonocne karaoke, co pozwoliło nam na dopracowanie naszego wykonania „My
heart will go on” na cztery głosy (ale może nie będę tu wchodzić w szczegóły).
Pierwszego dnia przeciskałyśmy się więc przez nieludzkie tłumy, starając się
przy okazji zobaczyć jak najwięcej… Atrakcji. Czyli obrzędów. Pamiętajcie
jednak, że mówimy tutaj o święcie sprzed tysiąca lat, więc fajerwerków się nie
spodziewajcie (co innego Tenjin, chociaż też jest stary – no ale sasuga Osaka). Głównie były to więc
procesje ludzi w historycznych strojach, jakieś tańce, jakieś granie na
dzwonkach. Dzieci przebrane za łabędzie. Nie wszystko rozumiem :D
Drugiego
dnia, kiedy już wynurzyłyśmy się z wokalnej otchłani, czekała na nas główna
procesja. Do której trzeba było się najpierw dopchać. O matko. Pozwólcie mi
wyjaśnić: Gion Matsuri dzieje się na bardzo małym obszarze. Co prawda główne
ulice Kioto są stosunkowo szerokie, ale nawet one nie są w stanie pomieścić
dziesiątek tysięcy ludzi, którzy chcą coś zobaczyć (w końcu jedno z trzech
głównych świąt). W rezultacie grzęźnie się w tłumie przy 35 stopniach i
przejście z jednej strony ulicy na drugą wymaga zejścia do dworca metra i
błądzenia tam między korytarzami. Na wzmiankę więc zasługuje fakt, że w tych
warunkach udało nam się dopchać do miejsca, w którym pomalowany na biało
chłopiec, siedzący na pierwszym wozie (strasznie głupio to brzmi, ale chodzi o
to, że ten dzieciak jest chwilowo wcieleniem bóstw) przeciął świętą linę, tym
samym rozpoczynając pochód. No to przeciął, jak widzicie na filmiku. Parada
ruszyła. I… Tyle? Później pozostaje już podziwianie kolejnych wozów, starając
się przy tym nie zemdleć z braku powietrza w tłumie. A potem walka o miejsce w
pociągu powrotnym.
Esencja Osaczy na jednym obrazku |
Po
nieco ponad tygodniu odpoczynku (25 lipca) czekał nas Tenjin Matsuri. Tu już
byłyśmy bardziej u siebie, bowiem Tenjin jest świętem osaczańskiej Tenmangū i
odbywa się w na rzece w okolicach zamku
Osaka. Cała impreza poświęcona jest bóstwu Tenjin, czyli panu Sugawara no Michizane
(o którym już kiedyś wspominałam, przy okazji wizyty w Dazaifu Tenmangū na Kyūshū).
To ten koleś, którego cesarz i spółka niesłusznie skazali na wygnanie i za to
po śmierci męczył ich plagami, więc go deifikowali. Obecnie patron nauki i
egzaminów (wiecie już gdzie iść, żeby zdać na stypendium).
Tenijn Matsuri też jest stary (trochę młodszy
niż zabawy w Kioto, ale nadal jakiś X wiek) i także cieszy się niesłabnąca
popularnością, ale jakoś bardziej dało się żyć, niż na Gionie (kwestia obszaru?).
Płyną dzień i noc |
Zaczęło się od parady, która wyszła z Tenmangū i ruszyła ulicami, po to, żeby w
końcu wsiąść na statki i… spłynąć. Rzeką. To wszystko przy akompaniamencie
dzwonków, historycznej muzyki i wesołego pokrzykiwania (uprzedzam pytanie
odnośnie filmiku: nie wiem, co krzyczą i możliwe, że oni też nie, bo duża część
takich zawołań pochodzi sprzed stuleci i z upływem czasu zatarło się
znaczenie). W międzyczasie mikoshi (te przenośne ołtarzyki; serio to są ołtarzyki - w środku jest bóstwo) odwiedzały okoliczne sklepy i wytrzęsały im pomyślność.
W skrócie: Tenjin jest o tyle żywszy od Gionu, o ile Osaka od Kioto. Czyli bardzo.
W skrócie: Tenjin jest o tyle żywszy od Gionu, o ile Osaka od Kioto. Czyli bardzo.
A na
koniec wisienka na torcie: pokaz sztucznych ogni. Dla Japończyków to właśnie
lato jest sezonem na fajerwerki, więc co chwilę gdzieś strzelają, ale Tenjin Matsuri
ustawia poprzeczkę wysoko ze swoim ponad półtorej godzinnym pokazem, podczas
którego na zmianę walą z dwóch stron mostu (na którym stałyśmy, choć
teoretycznie tam nie wolno się zatrzymywać, ale trochę można tę zasadę
lekceważyć). Na koniec robi się już siwo od dymu, wolę też nie myśleć o wyhukanych
w powietrze milionach jenów, no ale mają to robią. Efekt jest świetny.
Mają nawet takie strzelające w serduszka <3 |
Jak na Lech - Legia |
Dostałyśmy
też dużo darmowych wachlarzy – reklam (na przykład z host clubów z absolutnie nieprzystojnymi hostami) i było znacznie
więcej ulicznego żarcia, niż na Gion. Witajcie w Osaczy.
次回:Heh, w najbliższym czasie to ja
zdaję egzamin z chińskiego, ale potem wstawię pewnie last m… last three months
(Kasia Tusk kazałaby mi się wstydzić za ten brak regularności :( )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz