W
poszukiwaniu mądrości ludzie robią dziwne rzeczy. W poszukiwaniu rozrywki
jeszcze dziwniejsze. Mniej więcej te dwa cele towarzyszyły nam, kiedy
piętnastego października po zajęciach wsiadłyśmy w autobus i ruszyłyśmy do
centrum Minoh, by tam w świątyni Saikōji (jap. 西江寺)
wziąć udział w Tengu Matsuri, święcie mającym zapewniać biorącym w nim udział
dzieciom mądrość, a kobietom… Inny rodzaj pomyślności, ale po kolei.
Złej jakości panowie w gatkach |
Jak
poinformował nas spotkany na miejscu dziadek – fotograf, właściwa impreza miała
zacząć się o dziewiętnastej wieczorem. Zgromadziłyśmy się więc wraz z tłumem na
placu przed jednym z pawilonów, a o wspomnianej godzinie panowie ubrani w
stylowe białe majciochy i słomiane klapeczki (powinno być to trochę widać na
zdjęciach, ale ich jakość pozostawia wiele do życzenia – wybaczcie; jaka
blogerka taka relacja) wyturlali na zewnątrz wielki bęben i zaczęli w niego
rytmicznie naparzać. Tuż po tym otworzyły się rozsuwane drzwi i zza nich
wychynął czerwonogłowy smoko-lew, shishi.
Jak się później okazało, przez resztę wieczoru miał on za zadanie głównie
melancholijnie kołysać się w miejscu, czasem może wychodzić do ludzi i kłapać
zębiskami nad główkami dzieci (jedno wsadzenie główki w paszczę lwa = rok bez
chorób, promocja!). Czasem tylko trochę burzył się, kiedy podbiegał do niego
gwiazdor wieczoru – TENGU, legendarne
stworzenie, które najłatwiej poznać po długim nosie. Pojawieniu się tengu
towarzyszyły krzyki i piski dzieci, bowiem jako gwiazda matsuri przez cały
wieczór zajmuje się on… Bieganiem w tłumie i zdzielaniem po głowie każdego
bambusowym kijem, który w przerwach pociera o drugi kij, generując
charakterystyczny dźwięk. Nie robi tego, bo jest sadystą (chociaż kto go tam
wie) – uderzenie takie ma przydać „ofierze” mądrości. Stąd też dzieci niby uciekają
i się boją, ale jednak każdy się podstawia, żeby dostać od tengu.
Tak sobie kłapał |
A
właściwie nie boją się te, które już są na tyle duże, by ogarnąć, że to dziwne
coś z piórami na głowie, w pelerynie i gaciach to tylko przebrany wujek Shinsuke
(czy inny Wataru), a nie demon, który zaraz je zatłucze. Te, które jeszcze tego
nie ogarniają, wyją w niebogłosy i starają się za wszelką cenę wyrwać
roześmianym rodzicom, ciągnącym ich w stronę niechybnego ciosu. Dobry
wieczór, panie Tengu, to mój synek Tarō, dwa latka. Jeden strzał poproszę. –
Tak to mniej więcej wygląda. Jak długo dzieci potem leczą się z traumy, nie
wiem. Może jak u nas po wizycie Gwiazdora/Świętego Mikołaja/Dziadka Mroza/wstaw
postać właściwą Twojemu miejscu zamieszkania.
W
ciągu wieczoru liczba długonosych demonów wzrosła do trzech, shishi czasem
wskakiwał w tłum i kłapał, czasem mierzył się z którymś tengu przy
akompaniamencie ostrego bębnienia (zawsze kończyło się to remisem i powrotem
tengu do zdzielania tłumu), dzieci biegały w kółko, dorośli (w tym my) z nimi i
wszyscy się cieszyli.
Pocztówka z matsuri |
Każda
z nas oberwała przynajmniej raz (ja cztery, z czego dwa ciosy były w serii, to
prawie jak znęcanie) i już się cieszyłyśmy, jakie będziemy mądre, kiedy pulchna
pani Japonka koło nas dostała od tengu ostro po tyłku i odskoczyła z chichotem.
Okazuje się, że taki rodzaj przemocy ma sprawić, że kobieta będzie rodzić dużo
zdrowych dzieci. Jednak nas potraktował nadal jako żądne wiedzy pacholęta, nie
kobiety gotowe do rozpoczęcia życia rodzinnego ;)
W
międzyczasie zdążyłam udzielić wywiadu pani z radia, która podbiła do nas,
żądna opinii z zagranicy. Cóż mogłam jej powiedzieć? Matsuri to świetna zabawa
:)
次回: Last month / 10月, zarzucam Was randomowymi zdjęciami, będzie fajnie!
次回: Last month / 10月, zarzucam Was randomowymi zdjęciami, będzie fajnie!
Na koniec filmik tragiczny artystycznie, ale widać tengu w akcji (i słychać mnie) :)
Ci to potrafią się bawić! :D
OdpowiedzUsuńDużo czasu minęło od dnia, gdy po raz pierwszy natknęłam się na materiał o podobnych praktykach na japońskich dzieciach, ale nadal nie mogłabym skomentować ze spokojem. Na moim blogu tylko raz pojawił się wulgaryzm i to w tytule wpisu, nie jestem z tego dumna, lecz najbardziej oddał mój stosunek do takich zabaw. Tylko raz byłam świadkiem (przypadkowym, jako przechodzień nieświadomy tego, co za rogiem) obojętności rodzin na przerażenie maluchów i z bezsilności wobec postaw utrwalonych tradycjami ostentacyjnie popukałam się w głowę. Tylko tyle i aż tyle, bo cóż więcej mogłam zrobić...
OdpowiedzUsuńZ jednej strony faktycznie, patrzenie na płaczące dzieci rodzi mieszane uczucia. Z drugiej jednak wydaje mi się, że rodzice po prostu wiedzą, że małemu w żadnym razie nie dzieje się krzywda i dlatego na to pozwalają. Ja sama w dzieciństwie straszliwie bałam się Gwiazdora (bo Wielkopolska) i mam sporo zdjęć siebie czerwonej od płaczu, stojącej przy postaci w dziwnej masce z rózgą (brzmi nawet podobnie do Tengu), kiedy wszyscy dorośli obok pokładają się ze śmiechu :) Nie upatruję w tym traumy :) Poza tym nigdy nie odniosłam wrażenia, żeby dzieci w Japonii były jakoś bezlitośnie wychowywane (może oprócz słabego ogrzewania w szkołach :D). Ale to tylko moje osobiste spostrzeżenia.
UsuńPolemizowałabym, i to bardzo. Lecz szanuję Twoje prawo do własnej opinii, tym bardziej, że wyraźnie widać na tym blogu, iż starasz się być bezstronna. Ja w sobie tej cechy nie pielęgnuję, zbyt często powiodła mnie na manowce.
UsuńPozdrawiam serdecznie.
Rozumiem :) I dziękuję za spojrzenie z innej perspektywy!
Usuń