Najbliższy post z cyklu „last month” będzie tak naprawdę
zapisem ostatnich trzech miesięcy. Brak publikacji nie wziął się z braku czasu
(wręcz przeciwnie, w końcu znalazłam wolną chwilę na obejrzenie jakichś piętnastu
serii dram i pozdawanie sesji w przerwach między odcinkami), raczej z okresowego
braku wiary w to, że prowadzenie tego bloga ma sens. Ale idzie wiosna, wracają
chęci do życia, nie mogę tego tak zostawić.
Kiedy ranne wstają zorze... W Kobe. |
Nadrabianie zaległości zacznę od najbliższego chronologicznie
wydarzenia – kilka godzin temu wróciłam ze spotkania podsumowującego
konferencję TEDxYouthKobe, która odbyła się w zeszłą niedzielę, 21 lutego… No
tak, w Kobe (w Xebec Hall, które stoi właściwie na wyspie „dołączonej” do
miasta, więc fajnie się dojeżdżało kolejką do roboty o 7 rano). Skąd ja tam właściwie?
Z przypadku. Znajoma z uniwerku opowiedziała mi o swoim udziale w podobnej
konferencji w Kioto, a że jednocześnie (listopad) Kobe szukało wolontariuszy i
można było zgłosić się do grupy tłumaczy… Pomyślałam, że w sumie poza czasem (i
pieniędzmi na dojazd na spotkania w Kobe) nie mam nic do stracenia. Do tej pory
co prawda znałam TEDx tylko z YouTube, ale kiedyś trzeba zacząć. Im więcej
imprez poza uczelnią tym ciekawiej.
W ekipie byłam praktycznie jedynym obcokrajowcem, ale jako
tłumaczowi zasadniczo tylko mi to pomagało (założę się, że część wolontariuszy,
z którymi nie miałam okazji porozmawiać osobiście automatycznie wyszło z założenia, że
angielski to mój język ojczysty – i wcale nie chodzi tu o to, na ile biegle się
nim posługiwałam :)). Poza tym było naprawę… W porządku. Tak jak wspominałam,
był to wolontariat, więc nikt z zebranych nie liczył na zysk – wszyscy robili
to dla sportu. A jednak ludzie (w większości młodsi ode mnie albo co najwyżej równi
wiekiem, ach japońskie uczelnie…) potrafili zebrać się i zrobić coś naprawdę
fajnego i profesjonalnego. Nie twierdzę, że w Polsce studenci nic takiego nie
robią – po prostu tych miałam okazje obserwować na własne oczy.
Kazali nam doczepić "x", żeby było prosto... (Credit: FB) |
Jak tłumacz nie byłam szczególnie przepracowana. Zwykle
należało do mnie tłumaczenie maili, później doszła anglojęzyczna wersja
broszury przygotowanej dla gości (wtedy też trafił mi się do przełożenia mój ulubiony
mówca – pan zajmujący się jogą śmiechu :D Ma na to nawet certyfikat! Ludzie
żyją na tysiące sposobów… ). Od czasu do czasu wpadałam na spotkania, w
tygodniu poprzedzającym konferencję wycinałam z wszystkimi z papieru znaki kanji do napisów, dzień przed nosiłam
poduszki – pufy przeznaczone dla gości… Prawie jak za starych, dobrych czasów pracy
w hotelu :) Tym bardziej, że już w czasie trwania konferencji przypadła mi
recepcja, miałam więc okazję przypomnieć sobie wszystkie stare formułki. Poza
tym mogłam sobie dowolnie oglądać przemówienia (w końcu docelowo mamy je
przetłumaczyć i dodać napisy do filmu, który pewnie będzie wisiał na YouTube,
więc zalinkuję w odpowiednim czasie). No, może poza trzecią, ostatnią sesją,
kiedy bardziej niż słuchaniem trzeba było zająć się przygotowaniami do after
party.
Czy nasz TEDx był interesujący? Na pewno dobrze zorganizowany (to
w 0% moja zasługa, więc mogę bez podejrzeń o pychę chwalić kolegów). Jeżeli
chodzi o mówców – byli lepsi i gorsi (za to najciekawsza była bezapelacyjnie
tancerka, która połowę swojego czasu przeznaczyła na pokaz pole dance <3).
Mieliśmy drona filmującego wszystko z lotu ptaka i kilka innych robotów
(Japonia!). Mieliśmy też… alpakę. Żywą. Witała przybyłych gości przed wejściem (choć wydaje się to pomysłem z czapy, obecność
lam… alpaki była związana z miejscem naszego after party).
Więcej niż jedno zwierzę to... (Credit: FB) |
Żałuję tylko, że nie wysłuchałam ostatniego wystąpienia (ale napoje same by się nie nalały do
szklanek) – dziewczyny, która mówiła praktycznie o swoim… Blogowaniu. W
skrócie: Japonka, wyjechała do Niemiec, postanowiła tam zamieszkać, pisze bloga
i najwyraźniej jej to wychodzi. Teraz wydaje mi się, że może aż tak wiele mnie
od niej nie różni (może z wyjątkiem urody – jej jest posągowa, moja co najwyżej
instagramowa). Więc pewnie wypada nadrobić te kilka zaległych wpisów :)
Tu macie ładny LINK do TEDxYouthKobe (ale ostrzegam, że jest w większości po japońsku, może kiedyś trzeba będzie przetłumaczyć :))
次回: Uniwersyteckie wycieczki, czyli tak dużo zobaczyć,
płacąc tak mało!
Fajna sprawa! Ja z angielskim już leżę i kwiczę, niestety... Będę musiała go podreparować, bo zdałam egzamin MEXT, więc na wszelki wypadek lepiej sobie go przypomnieć. Ach, no i niebawem wreszcie sama będę mogła blogować na temat Japonii. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejne wpisy. :)
Gratuluję!!! Daj znać, gdzie wylądujesz :)
UsuńDziękuję! :) Postaram się nie zapomnieć. :D
UsuńHej, w Polsce tez mamy jogina smiechu! :D (jesli jestes ciekawa, to wygoogluj to haslo po polsku)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi sie Twoj blog, sama mieszkalam w Tokio jako ryuugakusej przez rok, i coraz bardziej mysle o powrocie...
Słyszałam o tym polskim joginie tylko na zasadzie wzmianki, ale kojarzę! Poza tym dziękuję, cieszę się, że się podoba :)
Usuń