My i 至成 |
Fronto
(zjapońszczone „front desk”) było przekozackie. Kto wie, może sam fakt, że po
pół roku spędzonym na podawaniu ludziom żarcia byłam już tak stęskniona za
NORMALNĄ pracą w hotelu sprawił, że tak mi się podobało, ale ani przez chwilę
nie żałowałam, że właśnie tę sekcję wybrałam na sierpień. Oczywiście, to nie
tak, że w miesiąc ogarnęłam wszystkie możliwe obowiązki („normalni” pracownicy
muszą swoje w tym hotelu przeżyć, żeby przepuszczono ich na fronto), ale
przynajmniej czułam, że moja praca COŚ WNOSI – nawet, jeżeli było to „tylko”
uczucie ulgi zagubionych klientów, którym pokazałam drogę na basen albo wytłumaczyłam,
jak dojechać do Hakone Venetian Glass Museum (TAK, stoi coś takiego w okolicy,
w ogóle, kreatywność hakońskich muzealników to osobna historia).
My i stare klucze, każdy na oko jakieś kilo |
Ale
moja praca sprowadzała się nie tylko do krążenia po lobby w „godzinach szczytu”
i wyłapywania błąkających się dusz (wskazówka: podchodzisz do takiego i
zagadujesz ZANIM on cię zawoła; niektórzy pewnie nawet nigdy by się nie
odważyli). Choć miesiąc okazał się być zbyt krótkim na opanowanie robienia check-inów
i check-outów (odpowiednio: rejestrowanie nowo przybyłego gościa i jego
wyrejestrowywanie połączone z wystawieniem rachunku) po japońsku, pracę z
zagranicznymi gośćmi jakoś na tym polu ogarnęłam. Poza tym stałam się
profesjonalną przeglądarką nie-internetową, przekopując katalogi z rezerwacjami
w poszukiwaniu danych gościa lub układając nowe rezerwacje w
kolejności chronologicznej i alfabetycznej (a mam tu na myśli japoński
sylabariusz – niezapomniana powtórka z hiragany!). Okazuje się, że
komputeryzacja komputeryzacją, a do szuflad trzeba mieć co włożyć, więc trochę
się tego papieru naprzerzucałam. Z zakresu obsługi komputera – dzięki Bogu, że jeszcze
na drugim roku pozmieniałam sobie język
wszelkich możliwych Facebooków i tabletów na japoński, bo inaczej zatonęłabym
nawet w tutejszym Wordzie, a co dopiero w hotelowych serwerach, w których
uzupełniałam dane rachunków, adresy i inne takie bajery (+5 punktów do
rozpoznawania prefektur Japonii). Chociaż nie obyło się bez „EEEEE,
przepraszam, ale… Bo coś mi tu wyskoczyło i…”. W morzu spraw mniej ważnych
podobało mi się jeszcze prowadzenie katalogu rzeczy znalezionych (co ludzie
potrafią zgubić…) i wieczorne obchody hotelu w celu sprawdzenia, czy przypadkiem
gdzieś nie kończy się właśnie świat. Polerowanie kluczy czy uzupełnianie
apteczki było już mniej ciekawe.
Z
katalogu zajęć NOWYCH (tzn. takich, o których istnieniu wcześniej nie
wiedzieliśmy, bo resztę jakoś mimochodem widziało się z pozycji pracownika genkanu)
najlepsza była INSPEKCJA hotelowych pokoi. W praktyce wygląda to tak, że
dostajesz kartkę z informacjami o danym
piętrze (ile osób gdzie się zatrzymuje, czy palą, czy mają jakieś wymagania
dotyczące wyposażenia), bierzesz szmatkę w dłoń i lecisz sprawdzać, czy pokój jest
dobrze sprzątnięty, kapcie stoją, lustra czyste, a ilość szczoteczek do zębów
odpowiada liczbie nocujących (jak nie odpowiada pędzisz do ekipy sprzątającej
zdać raport). Godzinka dziennie z głowy.
Japończycy kochają open-space w biurze |
Kiedy na fronto nie było ruchu spełnialiśmy się najpierw we trójkę jako kreatorzy anglojęzycznych ulotek na potrzeby gości z zagranicy (oby ten, kto będzie wykorzystywał moje, TRAFIŁ DO CELU), a później we dwójkę (z Darkiem) jako wanna-be tłumacze, przygotowujący przekład 館内案内ツアー(wycieczki po hotelu połączonej z opowieścią o jego historii i architekturze, zapraszamy codziennie o 16:00, start zwykle z kaplicy, ale miejsce zbiórki się zmienia) na angielski. Dzięki temu poznałam japońskie określenia na sufit kasetonowy(折上格天井)oraz oberluft(欄間, ale pewnie po polsku-niemiecku też Wam to nic nie mówi), oraz wbiłam denshijisho.org na pierwsze miejsce listy w podpowiedziach wyszukiwarki. Oraz pokazałam Darkowi cudowną intelektualną rozrywkę, jaką są Wiersze z Google, bo przecież i tak nikt nie rozumie, co my tam po polsku czytamy.
Na
fronto czułam się dobrze. Może to dlatego, że znałam tych ludzi praktycznie od
początku, może dlatego, że ogarniałam japoński już bardziej niż w momencie
przybycia i rozpoczęcia pracy na genkanie (co nie znaczy, że ogarniam go TAK
OGÓLNIE), a może dlatego, że mundurki najładniejsze i czułam się
profesjonalnie. Miałam tutaj swój wzór (kogoś, kogo w myślach będę zawsze
nazywać duszą tego hotelu ;)),
swoje rzeczy do zrobienia i zwykle nie czułam się zbędnym naddatkiem, co jest
cenne dla nieogarniającego stażysty. Mam nadzieję, że następne „tury” z UAM
będą mogły spróbować swoich sił na
recepcji– i to może dłużej, niż ja. Moja przygoda z Fujiya na tym się kończy,
chociaż HOHO, kto wie, co życie przyniesie.
To
znaczy najpierw chciałabym wrócić do Polski i wymyślić temat licencjatu. Jakieś
podpowiedzi?
P.S.
Przygoda z blogiem się NIE KOŃCZY, nie cofajcie suba, będą jeszcze wpisy! :D
Dzień dobry. Blog ciekawie napisany, więc jestem czytelnikiem, choć to nie tantiemy, mam nadzieję, że ten trud się Pani zwróci. Może, to nieistotne, ale osoby na zdjęciach o azjatyckich rysach trzymają prawą rękę na lewej, a państwo odwrotnie. Jeżeli to nie przypadek, ciekawi mnie, czy jest tak wiele drobnych odmienności, które nas różnią, np. patrząc na buty w holu już wiesz, tu są obcy ;)
OdpowiedzUsuńMarcin
(ktoś polecił Panią na Facebook`u)
Bardzo dziękuję za komentarz! Szczerze mówiąc to Pan zwrócił moją uwagę na ułożenie rąk po raz pierwszy, nie wiem niestety, czy to kwestia kulturowa (europejsko - azjatycka w takim razie, bo na zdjęciach są nie tylko Japończycy). Może kiedyś się dowiem :) Co do drobnych różnic: na pewno jest ich sporo, ale mój umysł skupił się na dłoniach, więc przychodzi mi do głowy, że Japończycy wołając kogoś do siebie zawsze machają ręką z palcami skierowanymi w dół, "zagarniając" je do siebie (nigdy chyba nie widziałam takiego machania w Polsce). I wskazując siebie w różnych sytuacjach obowiązkowo kierują palec na własny nos :)
UsuńCieszę się, że ktoś mnie polecił i że przybyło mi czytelników! Samo prowadzenie bloga i miłe komentarze związane z tym dały mi tyle frajdy, że więcej tantiemów nie trzeba :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń