Początek trasy |
Do zamku Takeda pojechałam, kiedy został mi
niewykorzystany dzień przejazdów na Seishun 18 Kippu i musiałam znaleźć miejsce,
do którego mogłabym obrócić w dobę ;) To nie świadczy źle o zabytku – po prostu
znajduje się on mniej więcej pośrodku niczego ( = dość byczej prefektury Hyōgo)
i przejazd po zwykłych cenach niezbyt się opłaca. W Osace trzeba wsiąść do
pociągu w stronę Himeji, a tam przesiąść się na bardziej lokalny, żeby w końcu
jednowagonowcem dotrzeć do stacji Takeda, z którą po jednej stronie sąsiaduje
zamkowe wzgórze, a po drugiej maleńkie miasteczko, w którym atrakcji raczej nie
ma.
Tutaj może zrobię mały wtręt, przydatny dla
wszystkich pragnących poruszać się po Japonii komunikacją publiczną (właściwie
niby jak inaczej) – z całego serca polecam aplikację NAVITIME (stronę też mają), która nigdy mnie nie zawiodła jeżeli chodzi o połączenia, przesiadki i
informacje o komplikacjach na trasie. W przypadku korzystania z Seishun trzeba wyłączyć
opcję dodatkowo płatnych przejazdów (shinkansen, ekspresy z miejscówkami), żeby
pokazywało same zwyklaki, po czym można ruszać w drogę!
Tak się wchodziło |
Wracając do zamku, a właściwie do ruin zamku
(spójrzcie na zdjęcia i sami oceńcie, ile z niego zostało): po wyjściu ze
stacji trzeba wdrapywać się około czterdzieści minut na górę (są schodki, ale i
tak zasapałam się jak lokomotywa i zastanawiałam, jakim cudem udało mi się dwa
lata temu wejść na prawie czterokilometrową Fuji). Wejście na szlak jest niedaleko
torów, mapki dostępne są na stacji albo w internecie. Niegotowi na wysiłek
fizyczny mogą podjechać pod szczyt własnym samochodem lub taksówką (ale kto wydawałby
dodatkowe hajsy, bo nie ja). Jest też opcja podjechania autobusem od drugiej
strony wzgórza i podejścia potem jeszcze troszkę. Wstęp za 500 jenów. Mimo braku
dodatkowych atrakcji Takeda cieszy się – z tego, co widziałam na miejscu i
słyszałam od innych – dość dużą popularnością wśród turystów (co ciekawe,
spotkałam praktycznie samych Japończyków). Dlaczego?
Na szczycie czekają na nas przede wszystkim piękne
widoki. Serio, tak pocztówkowych zdjęć nie robiłam dawno. Z samego zamku
zostały przede wszystkim fundamenty, więc nie może na pewno konkurować z na
przykład Himeji, chociaż na lokalizację pewnie by wygrał (zdjęcia!). Gdybym
wpadła tam kilka miesięcy później, być może trafiłabym na słynną mgłę, która
spowija szczyt jesienią, przez co całość na zdjęciach w necie zawsze wygląda,
jakby unosiła się w chmurach (w rzeczywistości to wzgórze nie jest wcale tak
wysokie). W południe na początku września takich atrakcji nie uświadczymy, choć
może to i dobrze, bo niby co bym w takim mleku zobaczyła? Wygląda to dobrze
chyba tylko z sąsiednich wzgórz :)
Resztki zamku |
#nofilter |
Aha! Dość mocno wieje, co jest zbawienne upalnym
latem, ale w zimniejszych porach roku zabierzcie czapki i szaliki.
次回: Fotograficzne podsumowanie sierpnia i września, czyli ostatnich dwóch miesięcy pobytu. Ale to jeszcze nie ostatni wpis ;)
Będę musiała się kiedyś wybrać, choćby dla tych pięknych widoków. :)
OdpowiedzUsuńNavitime, tego mi było trzeba, dzięki! :D
Podoba mi się określenie: „pośrodku niczego”, w tym kraju wiele wartych zobaczenia miejsc ma właśnie taką lokalizację.
OdpowiedzUsuń