Jest to też (jak pokazuje mi Blogger) 50. post. No proszę, same ważne okazje.
Jak napisałam na Fejsie: it’s official. Jeśli nie rozjadą
nas czołgi (bardzo nędzna aluzja muzyczna), od października będę pisać z Osaki.
Przez „będę pisać” próbuję powiedzieć, że „325 widoków…” odżyje, na co, mam
nadzieję, jeszcze ktoś czeka. Nazwa zostaje, mimo że teraz już nie będę miała Fuji
na wyciągnięcie ręki (a właściwie na 25 minut jazdy samochodem we w miarę bezchmurny dzień), a „widoków”,
czyli dni w Japonii, będzie więcej. Wszystko zostaje po staremu, bo moje życie
w Japonii będzie tworzyć całość, mimo roku przerwy i odległości geograficznej
między miejscami zamieszkania (i faktu, że będę się musiała nauczyć stawać na
schodach ruchomych nie po tej stronie, co zawsze).
Pytanie, które słyszałam już dziesiątki razy: dlaczego nie
Tokio? Powinnam ze światowym uśmiechem założyć nogę na nogę, upić łyk drinka i
niskim głosem stwierdzić „Męczył mnie już ten zgiełk stolicy…”, ale to byłaby
bujda. Tokio jest świetne, uwielbiam je, chcę je znów odwiedzić PRZYNAJMNIEJ
raz. OK, jest drogo, ale nie mam złudzeń, że w Osace dokonam jakichś szalonych
oszczędności, które nie byłyby możliwe we Wschodniej Stolicy. Zdecydowałam się
na Kansai ze względu na ofertę uniwersytetu (studia! uczyć się będę!), bliskość tych wszystkich czadowych świątyni (które chce
się zobaczyć więcej niż raz, z doskoku), bezpośrednie połączenie z górą Kōya (licencjat licencjatem, ale moje ezoteryczne mezalianse chyba na tym się nie skończą <3)… i na
to, że czas na coś nowego. Poprzednio Osaka była miastem mojego pierwszego
zderzenia z Japonią (gdy byłam bardzo szczęśliwa) i pożegnania z nią (gdy byłam
proporcjonalnie smutna, chyba pulchniejsza, a na pewno z dłuższymi włosami). Zobaczymy, jak nadaje
się na miejsce do życia.
A tym, którzy przebrnęli przez moje zwierzenia, polecam
filmik. W takich miejscach będę się pewnie włóczyć (albo obok, żeby mnie mnisi
nie pogonili). Przejdźcie DO KUMANO.
wielkie zazdro i powodzenia na wszystkich frontach!
OdpowiedzUsuńwielki szacun, że ktoś konsekwentnie przez 50 postów prowadzi bloga, ja nie miałam do tego wytrwałości i po dwóch wpisach się znudziło. No nic, pozosostaje cenić tych, którym się chce i z ciekawością i niecierpliwością wyczekiwać nowych wpisów i odkrywać jak tam Nihon Cię traktuje :)
OdpowiedzUsuńNadal mam Twojego bloga gdzieś w zakładkach :P
UsuńO, jak miło, że blog odżyje! ^^ Z przyjemnością będę czytała nowe posty. :) Powodzenia w Japonii (pewnie zawsze się przyda, mimo tego, że już tam byłaś)!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Przyda się zawsze :)
Usuń